Zapach pieniędzy

Zapowiada się ostra walka o powstanie nowej korporacji zawodowej, licencjonowanych audytorów
energetycznych, których misją byłoby wydawanie świadectw energetycznych dla budynków. A że ilość
budynków w Polsce idzie w miliony, to nietrudno zgadnąć, o jakie pieniądze idzie bój, przecież nikt nie
wyobraża sobie, aby świadectwo energetyczne kosztowało np. 10 zł, a tym bardziej nie wyobrażają
sobie tego audytorzy energetyczni.
2002/91/WE. To nie numer rejestracyjny samochodu, tylko numer dyrektywy europejskiej w sprawie
charakterystyki energetycznej budynków. Dyrektywa ma przysłużyć się promocji oszczędzania energii.
Jest to promocja nakazowa, zobowiązującą kraje członkowskie UE do jej wdrożenia w życie, również w
trybie nakazowym, czyli przymusowym. Nie pokuszono się, niestety, o promocję polegającą na
wypracowaniu mody na oszczędzanie energii, opartej na zdrowym rozsądku ekonomicznym.
Kilkanaście lat funkcjonowania gospodarki rynkowej dało nam dobrą szkołę walki o zlecenia na rynku
pracy. Walka ta powinna być prowadzona z zasadami fair play, a więc opartymi na wolnorynkowej
konkurencji. Jednakże trudno oprzeć się pokusie, aby nie poregulować trochę zasadami rynkowymi –
w miarę możliwości – tak, aby stały się one zasadami nam „przyjaźniejszymi”, czyli zawężającymi
dostęp do rynku zleceń, do określonej grupy zawodowej.
Wiadomo powszechnie, że wdrożenie dyrektywy będzie procesem trudnym i złożonym, bo wymaga
stworzenia nowych ustaw i zmian w już istniejących, a to z kolei pociągnie za sobą potrzebę wydania
szeregu rozporządzeń wykonawczych, w tym – zapewne – dotyczących kwalifikacji zawodowych dla
osób pragnących w najbliższym czasie zająć się wydawaniem świadectw energetycznych. Skąd my to
znamy, cały ten koszmar legislacyjny ?
Jesteśmy właśnie w przede dniu tworzenia nowych regulacji prawnych określających zasady, kto
będzie mógł wydawać świadectwa energetyczne, jakie powinien posiadać kwalifikacje, czy powinien
zdać jakiś egzamin, itp.
Na polu walki widać dwie drużyny. Jedna, to członkowie Izby Inżynierów Budownictwa i Izby
Architektów, a po przeciwnej stronie firmy i organizacje związane z rynkiem budowlanym i
nieruchomościowym. Pomimo, że drużyny są stosunkowo młode, to sędzią jest doświadczony, w
podobnych zawodach, resort Ministerstwa Transportu i Budownictwa. Obie drużyny wykorzystają
zapewne wszelkie dostępne sposoby, aby wpłynąć na decyzję sędziego i zagwarantować sobie
wyłączność na rynek zleceń, wart kilkadziesiąt milionów złotych w ciągu najbliższych lat.
Martwi mnie, że nie widać lobby zarządców nieruchomości, które dążyłoby do zaliczenia tej grupy
zawodowej, do przyszłych audytorów energetycznych. To właśnie zarządcy są wskazywani przez różne
instytuty technik grzewczych, stowarzyszenia ds. poszanowania energii, organizacje audytorów itd., na
coraz częściej organizowanych konferencjach, seminariach i szkoleniach, jako ci, którzy głównie
odpowiadają za racjonalną gospodarkę energią w budynkach.
Warto zauważyć, iż to zarządcy byli jednymi z pierwszych, którzy podjęli działania na rzecz
racjonalnego wykorzystania energii. I czynią to ustawicznie. Działania zarządców – o dziwo – nie
wynikają z żadnego urzędowego nakazu, a wyłącznie ze zdrowego rozsądku, rachunku
ekonomicznego, zadowolenia klientów, no i niektórych, martwiących się rosnącym poziomem entropi.
Zarządcy na tym polu odnoszą sukcesy.
Nie isnieją żadne powody, aby a priori, wykluczyć środowisko zarządców nieruchomości z możliwości
świadczenia usług związanych z oceną energetyczną budynków. Nie ma w tym żadnej wiedzy
tajemnej, która powinna być zarezerwowana tylko dla wybranych. Nie piszę tego jako zarządca
nieruchomości, ale jako inżynier budownictwa.
Tak na marginesie, warto zauważyć, że i bez wdrożonej dyrektywy daje się zaobserwować spadek
zużycia energii. Powody są oczywiste. To wzrost cen energii oraz podejmowane na szeroką skalę,
przez zarządców nieruchomości, działania termomodernizacyjne. Niektórzy złośliwcy mówią, że to
oszczędności w zużyciu energii przyczyniają się do wzrostu jej cen.
Obowiązki wynikające z dyrektywy będą tylko pośrednio wpływać na poszanowanie energii. Obowiązki
te sprowadzają się do wymogu posiadania przez budynki świadectw energetycznych oraz
obowiązkowych kontroli efektywności energetycznych kotłów. A więc do stwierdzenia stanu
istniejącego. Wadą jest to, że za te urzędowe potwierdzenia trzeba będzie słono zapłacić. Zaletą, która
z upływem czasu, coraz bardziej będzie dostrzegana na rynku, będzie ich wpływ na wartość
nieruchomości.
A może największą zaletą wdrożenia dyrektywy będzie stworzenie olbrzymiego rynku zleceń, czyli
zapewnienia wielomilionowego strumienia gotówki płynącego do audytorów energetycznych? Życzę
wszystkim zarządcom nieruchomości, aby mogli uczestniczyć w tym procesie.

Jacek Szopiński